Warszawskie Sklepy Cynamonowe: jagg. jewels

Warszawskie Sklepy Cynamonowe: jagg. jewels

Anna Czajkowska
Ludzie

„Te prawdziwie szlachetne handle, w późną noc otwarte, były zawsze przedmiotem moich gorących marzeń…” – pisał Bruno Schulz. Pod szyldem Warszawskich Sklepów Cynamonowych poetki i poeci stołecznego handlu – Ania Kuczyńska, Happa to Mame, jagg. jewels, Lukullus i Mood Scent Bar – stowarzyszyli się na 40 dni i nocy w imię dobrego smaku i rozkoszy. Z tej okazji każde z nich przygotowało sensualny przedmiot pożądania, który można nabyć jedynie między 15 listopada a 24 grudnia. O tym, co stworzyła w ramach tej wyjątkowej fuzji warszawskich marek, opowiada Jagoda Maruda, międzynarodowa ekspertka z zakresu diamentów i rzeczoznawczyni, założycielka marki jagg. jewels.

„Te prawdziwie szlachetne handle” ze „Sklepów cynamonowych” ciebie dotyczą w nadzwyczaj bezpośredni sposób. Prócz tego, że projektujesz i tworzysz współczesną biżuterię pod szyldem jagg. jewels, zajmujesz się też biżuterią dawną i vintage. Metale i kamienie szlachetne są przedmiotem twoich codziennych działań. Siedzimy w sali wyłożonej onyksem, przede mną leży spektakularna, kunsztowna biżuteria wykonana na przestrzeni wieków – i przepiękne perłowe kolczyki, które przygotowałaś w ramach projektu Warszawskie Sklepy Cynamonowe.

Wiekowa biżuteria to moja ulubiona część sztuki jubilerskiej, ale na potrzeby Warszawskich Sklepów Cynamonowych przygotowałam coś współczesnego – kolczyki z pereł o nieregularnym kształcie w kolorze, który przypomina cynamonowy. Mają ciepły odcień – jedne są trochę bardziej żółte, inne wpadają w różowe lub brązowe tony. Różnią się kształtem i barwą, więc w efekcie każdy kolczyk jest inny – jeden będzie bardziej szalony, inny regularny. Klientki mojego butiku będą mogły wybrać wersję, która im pasuje – stonowaną lub zwariowaną. Kolczyki wykonuję sama, ręcznie. Każdą perłę nawlekam na pozłacany drucik, zawiązuję ogniwko i doczepiam sztyft. Perły przywodzą na myśl coś kolonialnego, więc w pewien sposób nawiązuję tu do tradycji sklepów cynamonowych.

Pamiętasz opis „owych osobliwych a tyle nęcących sklepów, o których zapomina się w dnie zwyczajne”, pierwszy moment zetknięcia się z prozą Brunona Schulza?

Przewrotnie pierwsze skojarzenie, które wróciło do mnie podczas pracy nad Warszawskim Sklepami Cynamonowymi, to rysunki Schulza. One są przepiękne. Pamiętam, że kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy, pomyślałam, że to musiał być niesamowity człowiek – nie dość, że genialnie pisał, to jeszcze tak rysował.

zdjęcie
Jagoda Maruda, założycielka marki jagg. jewels  fot. Zuza Krajewska
zdjęcie
KOLCZYKI Z PEREŁ – Projekt Jagg. Jewels w ramach Akcji Warszawskie Sklepy Cynamonowe fot. @ jagg. jewels

Patrząc na twoją kolekcję biżuterii z dwudziestolecia międzywojennego, myślę, że nie tylko on w tych czasach wykazywał tak wielki talent. Mamy tu prawdziwe cuda. Wyobrażam sobie, że niektóre z tych przedmiotów mogłyby być tymi, które młody Schulz oglądał w sklepowych witrynach.

Międzywojnie to czasy art déco, kiedy biżuteria była rzeczywiście przepiękna. Ten okres jest mi niezwykle bliski, ponieważ lubię biżuterię geometryczną. Współcześnie właściwie od tego odeszliśmy, ale jeśli chodzi o style w dawnej biżuterii, były one tożsame ze stylami panującymi w sztuce. Zanim nastąpiło art déco, mieliśmy biżuterię secesyjną – bardziej organiczną, o miękkich liniach, delikatniejszą, następnie edwardiańską, która była wstępem do form art déco. W latach dwudziestych pojawiła się geometria, prostsze formy, usystematyzowane. Zmieniły się kształty, nadal natomiast używano kamieni szlachetnych w piękny sposób i był to także czas pereł. Modne były też onyksy, korale i oczywiście diamenty. W mojej prywatnej kolekcji mam bardzo dużo rzeczy z tego okresu – choćby pierścionek, który dziś założyłam. W sekcji vintage w butiku jagg. również można znaleźć sporo biżuterii z tamtego czasu, takie klasyczne, wzorcowe art déco. Pod koniec lat trzydziestych widać zmianę – wciąż mamy geometryczne formy, ale o wiele odważniejsze, powiedziałabym nawet: brutalistyczne.

Kunszt, z jakim wykonane są te rzeczy, jest onieśmielający. Przed chwilą obejrzałyśmy jedną z broszek pod mikroskopem i muszę przyznać, że jestem oszołomiona wielością detali, które w ten sposób można dostrzec – i poruszona tym, że namacalnie widać tu rękę, a raczej wprawne palce, dawnych mistrzów jubilerstwa.

Pokażę ci coś niesamowitego!

Nie wątpię. Masz tu prawdziwy skarbiec. Jak w bajce.

Popatrz na to pudełeczko na pierścionek. Jest na nim inskrypcja: „Varsovia, Miodowa 1.”, i napis: „L. Owczyński”. Pochodzi z lat dwudziestych albo z nieco wcześniejszego okresu. Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o tym zakładzie i jego właścicielu, ale nie znalazłam żadnej informacji poza tą, że mniej więcej w tych czasach, kiedy żył Schulz, przy Miodowej 1 mieściła się pracownia jubilerska.

zdjęcie
pudełeczkA na pierścionki z inskrypcjami z dawnych pracowni, pierścionek Vintage z onyksem fot. @ jagg. jewels 
zdjęcie
W butiku jagg Jewels prócz BiżuteriI współczesnEj można kupić też biżuterię vintage fot. @ jagg. jewels

Kiedy trzymam to pudełeczko, dotykam tej biżuterii, mam wrażenie, jakbyśmy na moment przeniosły się w czasie.

Być może będzie to trochę makabryczne stwierdzenie, ale biżuteria przetrwa mnie, ciebie, nasze dzieci, wnuki. Biżuteria, póki jej ktoś nie zniszczy w celowy sposób, jest wieczna. Ten pierścionek, który mierzysz ma dwieście czterdzieści lat. Chciałabym trochę zmienić myślenie o biżuterii, żebyśmy nie traktowali jej jako czegoś, co nosimy tylko przez chwilę. Ubrania, buty, torebki – to wszystko nie wytrzyma próby czasu, a srebrne kolczyki, które nosisz, będzie mogła nosić twoja córka, potem jej córka, jej wnuczka, prawnuczka. Im te kolczyki będą starsze, tym bardziej będą zyskiwać na wartości. To, co kupujesz teraz, po latach stanie się biżuterią vintage.

Wydaje mi się, że fakt, że te broszki, kolczyki, pierścionki, bransolety, naszyjniki do kogoś należały, dodaje im jakiejś niesamowitej energii. Kryją historie, których możesz w ogóle nie znać, ale je wyczuwasz.

Dla mnie biżuteria jest jak opowieść, która nigdy się nie kończy. Każda z tych rzeczy ma swoją historię, ale ty też stajesz się jej częścią. Od momentu, w którym ten pierścionek trafia w twoje ręce, to ty nadajesz mu znaczenie, tworzysz część opowieści i kiedy komuś go przekażesz, ta osoba dołoży kolejną warstwę historii.

Znasz historie stojące za biżuterią, którą masz w swojej kolekcji? Czy antykwariusze gromadzą informacje o sprzedawanej biżuterii, jej właścicielach, tak jak ma to miejsce w przypadku na przykład obrazów?

Rzadko poznajemy osobiste historie stojące za zakupioną w antykwariacie biżuterią – zwykle sprzedajemy ją, kiedy nie mamy pieniędzy albo kiedy zaczyna nam się źle kojarzyć, bo na przykład należała do kogoś, z kim nie utrzymujemy już kontaktu. Jeśli jednak, mając na myśli historię biżuterii, mówimy o jej proweniencji, to tak – często można się dowiedzieć, do kogo dany przedmiot należał wcześniej lub dla kogo został wykonany, czy był kiedykolwiek sprzedawany na aukcji wysokiej biżuterii w Sotheby’s lub Christie’s. Jeżeli na wyrobie znajduje się imiennik i jest to przykładowo znany artysta złotnik, to można stwierdzić, w której pracowni zrobiono daną rzecz. Jeśli mamy cechy probiercze, mogę określić, w którym kraju, w jakich latach powstała.

Jak wygląda kwestia dostępności takich dóbr?

Jest ich coraz mniej i są coraz droższe.Współpracuję z antykwariuszami z Europy. W Polsce z powodu zawirowań historycznych biżuterii vintage jest bardzo mało. Jeżeli ktoś się zastanawia, czy w ramach inwestycji kupić teraz biżuterię, czy poczekać, to radzę jednak kupić. Branża jubilerska przeżywa teraz dość nieprawdopodobny moment – cena złota i srebra w ciągu ostatnich dwóch miesięcy poszybowała w górę. Nie wiemy, czy i kiedy ten wzrost się zatrzyma – jest to o tyle trudne, że w reakcji na niego my też musimy podnosić ceny biżuterii, zarówno tej, którą wykonujemy współcześnie, jak i rzeczy vintage. Cenę tej bransolety musiałam podnosić z tygodnia na tydzień ze względu na to, że ma wysoką próbę, czyli dużo złota w złocie. Kiedyś o zakupie takich wyrobów mówiło się, że są lokatą, teraz stały się inwestycją. Moim zdaniem inwestowanie w biżuterię jest o wiele milsze. Oczywiście możesz kupić sztabkę złota, monetę – ale o ile milej jest kupić piękną bransoletkę, którą możesz dodatkowo nosić.

zdjęcie
sztyfty z diamentami jagg jewels  fot. @ jagg. jewels 
zdjęcie
Wnętrze Butiku Jagg Jewels  fot. @ jagg. jewels

Trochę tak jak z kupowaniem sztuki – jeśli masz szczęście, jej wartość rośnie, a ty możesz codziennie patrzeć na wybrany obraz, każdego dnia się nim inspirować, czerpać przyjemność z obcowania z czymś pięknym. Kolekcjonowanie sztuki przeżywa teraz swój złoty okres. Jak na tym tle wygląda zainteresowanie biżuterią vintage?

Mam przyjemność obserwować bezpośrednio, jak rynek biżuterii w Polsce się zmienia na przestrzeni lat. Kiedy dwanaście lat temu założyłam jagg. jewels, zamierzałam zajmować się pod tym szyldem jedynie współczesną biżuterią. Jednocześnie od dwudziestu lat kolekcjonuję dawną biżuterię, a ponieważ noszę swoje zbiory na co dzień, moje klientki zwracały na nie uwagę. W pewnym momencie pomyślałam, że mogłabym rozszerzyć działalność o dział vintage – wiem przecież, gdzie można kupić dawną biżuterię, znam się na niej, wiem, jak o nią dbać. Dzięki temu, że jestem międzynarodową ekspertką z zakresu diamentów i rzeczoznawczynią, wiem, czy mam do czynienia z kamieniami szlachetnymi, czy ze złotem, nawet kiedy przedmiot nie ma cech probierczych. Nikt mnie nie może oszukać, z nikim nie muszę się konsultować przed zakupem, żeby ocenić wartość przedmiotu. Postanowiłam wykorzystać te atuty i oprócz tworzonej przeze mnie linii współczesnej wprowadziłam do sprzedaży biżuterię vintage. To było około jedenastu lat temu. Na początku sięgały po nią jedynie osoby zainteresowane tematem, już kolekcjonujące tego typu wyroby, świadome ich wartości. Mnóstwo młodych dziewczyn, które zaglądały do butiku, w ogóle nie miało świadomości, że istnieją pierścionki, które mają po sto lat, że warto biżuterię vintage kupić, nosić. Powiem nieskromnie, że mam swój wkład w rozwój zainteresowania tym tematem, w edukację klientów. Osoby, które przychodziły po współczesne wyroby, patrząc na witrynę z biżuterią vintage, często uświadamiały sobie, że mają podobne przedmioty w domu, jakąś broszkę po babci, z którą nie wiadomo co zrobić, nie wiadomo, ile jest warta. Do tej pory się zdarza, że ktoś przychodzi, żeby zapytać, co się kryje w rodzinnej szkatułce. Obecnie widzę, że po modzie na ubrania i torebki vintage nadszedł boom na biżuterię. Interesują się nią coraz młodsze osoby.

To bardzo ciekawe, jak połączyłaś te dwa światy. Wydaje mi się, że przez to, że nie prowadzisz sklepu typowo antykwarycznego, możesz przyciągnąć właśnie tych klientów, którzy w inny sposób nigdy by nie dotarli do dawnej biżuterii. Dość sprytne, bo kiedy już zaczniemy oglądać te wszystkie rzeczy, mamy chęć zacząć się lepiej orientować, połykamy bakcyla i chcemy wejść w ten świat głębiej. Tak jak mówisz, zaczynamy sprawdzać, co mamy w domu, co nosi babcia, co widać na rodzinnym zdjęciu – a w końcu chcemy zacząć budować własną kolekcję.

I to jest cudowne. Uwielbiam rozmowy z klientami. Mam potrzebę edukowania. Na stronie jagg.pl prowadzę bloga z opowieściami o biżuterii. Ale prócz tego, że mam kompetencje do zajmowania się biżuterią vintage, przede wszystkim czuję miłość do niej, nieustanną ekscytację. Mimo że sprzedałam tysiące przedmiotów, że posiadam prywatną kolekcję biżuterii, to ekscytuję się każdą nową rzeczą jak dziecko. Patrzę na tę broszkę, jakbym pierwszy raz w życiu widziała broszkę z jaskółką – a widziałam ich ze sto – ale zobacz, ta jaskółka ma inny dzióbek, inne kamyczki, złoto dukatowe. Jakie to jest piękne!

Piękne, potwierdzam. Co jeszcze cię ostatnio zachwyciło?

Ten pierścionek z turkusami i rozetami diamentowymi. Uważam, że jest obłędny. Mamy tu tak zwaną karmazycję, czyli jeden kamień znajduje się pośrodku, a dookoła są inne kamienie. Piękna, stara, klasyczna robota.

To jest dla mnie niesamowite, jak można się kreatywnie spełniać, tworząc biżuterię. Ile fantazyjnych form można stworzyć na przykład wokół tematu pierścionka.

Lubię, kiedy ktoś do mnie przychodzi i ogląda to wszystko po raz pierwszy. Ja czasem muszę sobie przypomnieć o tym, że to nie są powszechne rzeczy. Moja córka jest tak przyzwyczajona do tego, że mama się zajmuje złotem i diamentami, że mówi o tym tak, jakbym sprzedawała warzywa.

zdjęcie
perły – jedyny znany nam używany w biżuterii materiał, który powstaje w żywym Organizmie  fot. @ jagg. jewels

Tymczasem sprzedajesz perły, koral i broszki rzeźbione w lawie. Trochę jak z baśni.

Czasem tak się czuję. Żeby dodać trochę więcej magii – ten jaśniutki odcień koralu nazywa się Angel Skin. Generalnie do koralu mam wielką słabość. Podobnie jak do pereł. Często myślę o tym, że perły są jedynym znanym nam używanym w biżuterii materiałem, który powstaje w małżu, czyli w czymś żywym. Małż musi się natrudzić, żeby wyprodukować perłę, którą my później możemy nosić.

Brzmi transformacyjnie. Wspomniałaś o tym, że biżuteria jest właściwie wieczna. My nie. I na ten moment odchodzenia przygotowywano kiedyś specjalny rodzaj biżuterii – biżuterię żałobną.

Tak. Również taką biżuterię mam w prywatnej kolekcji. Zakładano ją po śmierci osoby bliskiej, żeby było wiadomo, że jest się w żałobie. Taka biżuteria często zawierała włosy zmarłej osoby – spójrz, w tym medalionie widać pukiel.

I perły. Cykl życia.

Niesamowite – dopiero teraz zwróciłam uwagę na grawerunek. To 1784 rok, czyli powstał dokładnie dwieście lat przed moim urodzeniem. Uwielbiam myśl, że z czasem opiekę nad tym przedmiotem przejmie córka.