W sztukę fotografii wpisany jest pewien rodzaj dwoistości: z jednej strony za pomocą zdjęć pragniemy zbliżyć się do świata, z drugiej zaś – po przekroczeniu pewnej granicy – zaczynamy ingerować w jego kształt, co odebrane może zostać jako brak szczerości. Właśnie dlatego współczesna fotografia coraz częściej ceni sobie naturalność, intymną perspektywę i artystyczną wrażliwość, które przesądzają o autentycznym charakterze obrazu. Twórczość Kamila Zacharskiego daleka jest od prób zaklinania rzeczywistości. Wręcz przeciwnie: jej niepodważalną wartością jest prywatna, minimalistyczna, zorientowana na detal optyka, stanowiąca zaproszenie do wspólnej podróży.
Podkrakowska Lanckorona, nadmorska Genua, otoczona oceanem Fuerteventura – to tylko niektóre spośród wielu miejsc, jakie w ostatnich latach odwiedził warszawski fotograf. Każda z tych lokalizacji inspirowała go do twórczych eksploracji i poszukiwania nowych środków artystycznej ekspresji. Podróżowanie, jak sam przyznaje, zmusza go do „podchodzenia bliżej” i poszukiwania odpowiedzi na pytanie o to, jak postrzegamy rzeczywistość. Jego wyprawy obfitowały w wyjątkowe miejsca, począwszy od znikających w oceanie plaż, przez malownicze włoskie stacje kolejowe, aż po zielone zbocza Beskidów.
Twórczość Zacharskiego warto poznać szczególnie teraz, przez pryzmat pandemicznej rzeczywistości. Jego zdjęcia przemawiają do nas nie tylko w wymiarze estetycznym, ale także poznawczym, odsłaniając fragmenty świata, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu. Są zarazem niezwykle zmysłowe: czujemy w nich ciepło hiszpańskiego słońca, słyszymy szum załamujących się fal Atlantyku. Ich cichymi bohaterami są też majaczące zapachy – morskiej soli, drzew czy cytrusów – które nadają obrazom głębi i sprawiają, że trudno przejść nad nimi do porządku dziennego.